...jakby ktoś powiedział "Z okazji Twoich urodzin wyprodukujemy film, który będzie zawierał wszystko co kochasz w kinie, wszystko co nam podyktujesz", a następnie puścił mi "ŻYCIE ADELE". Oglądałam go już osiem razy, wracam do niego od czasu do czasu. Trwa trzy godziny, ale w ogóle tego nie odczuwam, jestem nim tak zasascynowana, jest idealny, I-DE-AL-NY! Scena zerwania, scena w barze... Mistrzostwo. Oglądałam dużo filmów, uwielbiam kino europejskie, hollywood czasem mnie urzeknie, ale zazwyczaj jedyne co widze w ich produkcjach to kicz i komercja, jednakże patrze na wszystkie filmy obiektywnym okiem. Myślę, że mogę powiedzieć, że znam się troche na filmach i w przypadku Adele i obiektywnym i nieobiektywnym okiem nie boję się mówić o nim w samych superlatywach. Gra głównych aktorek - naturalność, ale zarazem sceny które tego wymagały są tak przepełnione emocjami, że momentami muszę zatrzymywać, bo jest to tak łamiące serce. Jeśli ktoś się waha nad obejrzeniem i boi się opini "to film o lesbijkach": MOI DRODZY, TO NIE JEST FILM O LESBIJKACH. plus za muzykę i urodę Adele :)
A co to za różnica? Też uważam, że ten film jest wspaniały. Historia równie dobrze mogłaby się wydarzyć między kobietą a mężczyzną.
nie wiem czy miedzy ko bieta i mezczyzna by sie mogla wydarzyc :) jezeli tak to z mniejszym prawdopodobienstwem
ale napisałeś, że wykluczasz możliwość zajścia takiej sytuacji między kobietą, a mężczyzną. Ja osobiście odebrałam to jak zdanie '' zdrady nie spotykają par hetereseksualnych, dlatego w filmie są kobiety''
No to Ci powiem ,że istna rekordzistka z Ciebie...w sumie się nie dziwię bo już sama Adela jest jak magnes.:)
Takie "Love Story" XXI wieku ;)
Świetny film, choć tak bliska kamera, na granicy podglądactwa, budzi we mnie pewien dyskomfort. Ale rozumiem że o to też chodziło. Fani "scenek" będą się na pewno ekscytować, ale nie ma tu epatowania dla samego szokowania czy przełamywania tabu, bez scen seksu namiętność Adeli i Emmy nie byłaby (tak po ludzku) wiarygodna.
Dialogi w wielu przypadkach wyglądają na improwizowane, albo z pogranicza mumblecore - tak jakby aktorki miały mową ciała oddawać co faktycznie myślą i czego chcą, a gadać to sobie mogą co im ślina na język przyniesie. Efekt świetny, podobnie w scenach w domu Adeli czy w trakcie spotkań z pierwszym chłopakiem.
Tak poza tym - gdyby historia opowiadała o parze heteroseksualnej to takiego sukcesu by nie było. "Życie Adele" ma mówić o miłości, namiętności, partnerstwie w sposób uniwersalny, zwyczajny, bez szarżowania i skrajności - i faktycznie się to udaje. Gdyby zamiast Emmy był Emil ;) to historia dalej by nie straciła swojej wymowy. Ale jest jednak Emma, przez co mam wrażenie że niepotrzebnie nadmuchała się bańka sensacji, bo pokazano parę lesbijek żyjących razem, kochających się, zdradzających, rozpaczających, itd. Pokazano ich dom, ich pożycie z górkami i dołkami. Nie kojarzę żeby w kinowym repertuarze pojawiały się tak popularne tytuły pokazujące związek homoseksualny tak po prostu, normalnie, jak związek jakiejkolwiek pary heteroseksualnej. Jest to przełamanie pewnej bariery.
A wiesz w ogóle, że ta Adele miała 20 lat, a tylko udawali, że w filmie miała 15?
I co z tego? W wielu filmach aktorki mają po 30 parę lat, a grają 20 latki, nie mogła być młodsza, ze względu na sceny seksu i naturalizm.