Charyzma Iggy'ego i klasa Jarmusha nie złożyły się na wielki film. Dokument muzyczny, który mógł nakręcić każdy, biopic jakich wiele. Trudne początki -> pierwsze sukcesy -> grzechy popularności -> konflikt -> powrót -> hołd.
Niewiele o ekscesach, doświadczeniach, przygodach, niewiele anegdot z trasy. Nie dowiedziałem się nawet tego, dlaczego James stał się Iggy'm! Sytuacje konfliktowe potraktowane skrótowo. I pewien niesmak pod koniec. Czy pokazywanie faków na gali w garniturze to już nie jest pozerka? Czy występy bez koszulki to już nie jest logotyp na poziomie np. McDonald'sa? Był bunt i niezależność? Może kiedyś...
Jim Jarmush z Iggym się znają. Może lepiej by do tego podszedł reżyser, który osobistych powodów do unikania niewygodnych pytań miałby mniej...
5/10.